Published on [Permalink]
Reading time: 4 minutes

Wojna

NSDAP zostało założone 24 lutego 1920 roku.

Prawda jest taka, że ja o wojnie gówno wiem. Dziadkowie urodzeni w latach 1951-57. Pradziadek zmarł w 2013 roku. Nie rozmawiałem z nim o wojnie. W mojej osobistej, rodzinnej prawdzie historycznej nie istnieje coś takiego jak wojna. Istnieją represje, bieda, głód, choroby, tragedie. Ale nie wojna. Gówno wiem. Niech to będzie wstęp do tego tekstu.

Najgorszy w wojnie jest ten obrzydliwy proces odczłowieczania. To powolne, aczkolwiek bardzo skuteczne obdzieranie z podstawowych, ludzkich wartości. Tego, co czyni życie prawdziwym i głębokim. Nie mówię tutaj koniecznie o samych walczących (ich też to dotyczy, ale w inny sposób), a o społeczeństwach. O ludziach niezaangażowanych bezpośrednio w walkę.

Za każdą wojną stoi społeczeństwo. Zwykli ludzie; ich praca, ich wybory - to, na co przyzwalają. Zarówno w kontekście czysto gospodarczym (ktoś musi te wszystkie czołgi wyprodukować), jak i społecznym (ktoś do tego wojska musi iść). No i ktoś tą wojnę musi wspierać. Istna machina.

Mówimy sobie: a to Putin, Putin tą wojnę wywołał! Zbrodniarz wojenny, kacapska kanalia! Tak, to prawda. Ale nie do końca. Niestety, po części każdy obywatel Federacji Rosyjskiej ją wywołał. A nawet, śmiem powiedzieć: każdy obywatel kraju zależnego od rosyjskich zasobów ją wywołał. My też.

Wina i odpowiedzialność nie są zero-jedynkowe. Nasz świat spleciony jest delikatną siecią kruchych połączeń, które są zarazem totalne i abstrakcyjne. Ktokolwiek ciut bardziej rozwinięty umysłowo jest to w stanie zrozumieć.

Wojna zdaje się być opcją totalną. Jest problem, nie da się go rozwiązać, wszystkiego próbowaliśmy. No to lecimy. Chwała narodowi!

Ale jaki problem, skąd problem? Dlaczego ten problem, a nie inny? Kto spowodował ten problem? My, oni, a może reptilianie?

Musi być pretekst. Pretekst to nie problem. Bo problem zawsze jest rozwiązywalny opcjami nie-totalnymi. Już rozwiązaliśmy takich problemów tysiące. Pretekst natomiast, jest to kłamstwo. Odrealnione od rzeczywistości, zmanipulowane. Śmiem powiedzieć, że zawsze tak było. Że każda wojna w historii tak się zaczęła. Od kłamstwa. Bo od prawdy (tej absolutnej!) nie może się takie zło wykluwać.

Te preteksty, te kłamstwa, wyrastają z żądz, pragnień. Najbardziej podstawowych, biologicznie zaprogramowanych mechanizmów ludzkiego funkcjonowania. Wojna i cały proces za nią stojący wykorzystuje najgorsze cechy ludzkiej natury, daje im wolną scenę. I tony najgorszych owoców inteligencji ludzkiej - broni.

Niby tej wojny nikt nie chce. Podobno Rosjanie protestują. Żołnierze się buntują. Generałowie myślą, jak z tego wyjść. Ale to nie prawda. Wielikaja Rosija wreszcie ma zarąbisty causus belli dla bycia zarąbistą. I Wielikają. Trzydzieści lat, ten niegdyś potężny naród błądził w sobie, nie wiedząc czym chce być i jak zredefiniować się na nowo. I wreszcie im się udało! I większość społeczeństwa się z tego cieszy. Bo są dumni ze swojej zarąbistości. I ze swojej Wielikajości.

My też byśmy byli.

Problem z wojną jest taki, że ona nigdy nikomu nie służy. Jakiekolwiek krótkoterminowe "zwycięstwa" w większej skali czasowej stają się bezwartościowe. Jedyne co pozostaje to blizny. Te prawdziwe, te mentalne, te historyczne. Krucha tożsamość sztucznie pompowana wojną pęka jak balon, prędzej czy później. Nie wierzycie? Popatrzmy na USA. Oni nigdy nie przegrali (no może do Afganistanu 2021). A mają okropny, totalny kryzys tożsamości. Balon nie może już bardziej rosnąć. Ego też.

Mam znajomego z Azerbejdżanu. Rozmawiając z nim zauważyłem ciekawy paradoks. Gdy opowiada o wojnie azersko-armeńskiej sprzed półtora roku, gdzie Azerbejdżan, ze swoim nowoczesnym wojskiem nafaszerowanym Bayraktarami opłaconymi przez petro-dolary, w 44 dni odbił Górny Karabach od okropnej Armenii. Już nie ma Stepnakertu, jest Xankendi. I o tej wojnie opowiada z dumą. Postąpiliśmy słusznie, no przecież! Oni nam te terytoria okupowali, trzeba było je odbić! Pokazaliśmy im, kto się liczy na Kaukazie!

Jednak gdy podczas tej samej rozmowy wspominamy o wtargnięciu wojsk sowieckich do Baku 19 stycznia 1990 roku, kiedy kilkuset cywili zostało zamordowanych, jego ton całkowicie się zmienia. Nagle to oni są źli. Są zbrodniarzami. A my, biedni Azerowie? Wielkie mocarstwo chciało nam zabrać ziemię. Sowieci poczuli, że chcemy się od nich odłączyć.

Więc przyszli odbić swoje terytoria. Pokazali nam, kto się liczy na Kaukazie.

Gdy kłamstwo staje się prawdą, śmierć i nędza zbierają swoje żniwo.

Niektórzy twierdzą, że wojny są w takim meta-znaczeniu konieczne. Dzięki wojnie, świat się oczyszcza. Wojna musi żyć w pamięci historycznej pokoleń, żeby zapobiec jeszcze większemu złu. Że tak już po prostu jest, że czasami jakiś naród trzeba zniszczyć. I nic na to nie da się poradzić.

Gówno prawda. Skoro nasz świat jest taki, że wojna musi w nim być, to w mojej opinii nie jest to świat, który warto zamieszkiwać. Wszystko zależy od nas, od tej szarej masy, „zwykłych obywateli”, którymi jesteśmy.

Sława Ukrainie. Bohaterom sława.

Reply by email